Kolejny medal Pucharu Świata powędrował do biało-czerwonych!

Autor: Ania

Przed ostatnią serią spotkań zajmowaliśmy drugie miejsce w tabeli. Aby zachować szanse na Puchar Świata, musieliśmy ograć Brazylię i to za 3 punkty, a do tego liczyć na ich porażkę z Japonią lub Włochami. Ta sztuka tym razem nam się nie udała, ale i tak zabieramy z Pucharu Świata w Japonii srebrny medal.

Bolesna porażka z Brazylią

Jeśli ktoś oglądał dotychczasowe mecze Brazylii na tegorocznym Pucharze Świata, to mógł się domyślać, że nie będzie to łatwa przeprawa. Brazylijczycy przez swoje mecze przechodzili jak burza, tracąc zaledwie 2 sety w 8 meczach. Nie zmienia to oczywiście tego, że apetyty Polaków były ogromne.

Chcieliśmy ten mecz wygrać i rzuciliśmy się Brazylijczykom do gardeł od początku pierwszego seta. W ruch poszła nasza zagrywka, z przyjęciem której nasi przeciwnicy mieli problem. Do tego dość szybko zamurowaliśmy im siatkę naszym blokiem. I choć Brazylia goniła, to szybko okazało się, że pierwszy set będzie poza ich zasięgiem.

Prawdziwe meczycho zaczęło się od drugiej partii. Brazylia zaczęła skuteczniej atakować, a nam coraz trudniej było trafić w pomarańczowe.

Początkowo szliśmy punkt za punkt, ale w końcu Brazylii udało się odskoczyć. Nagle to oni zaczęli stawiać szczelny blok, a nasza zagrywka przestała ich ruszać. Jednak udało nam się ich dogonić, a skuteczną zmianę dał Olek Śliwka, wchodząc na parkiet za Michała Kubiaka. Jednak i on nie ustrzegł się błędów, atakując na pojedynczym, pseudo bloku w aut, przy stanie 23:23. Niestety w następnej piłce, tym razem na prawdziwy blok, nadział się Maciej Muzaj i w setach zrobiło się po 1.

Kolejny set w pełni należał do Brazylijczyków. Mieliśmy ogromny problem z przyjęciem ich zagrywki, natomiast sami straciliśmy moc w tym elemencie. Nie byliśmy w stanie ani skutecznie atakować, ani blokować i pozostało nam szykować się na czwartą partię.

Tym razem to my zaczęliśmy dominować, a wszystko zaczęło się od rewelacyjnej zagrywki Karola Kłosa. W końcu powrócił nasz blok, a i Brazylijczycy zaczęli uderzać w aut. Nam z kolei powrócił atak i pewnie doprowadziliśmy do tie-breaka.

Niestety piąty set od początku należał do Brazylijczyków. Nie poniosła nas nawet fenomenalna akcja w obronie wykonana przez duet Kubiak – Leon: Michał źle przyjął zagrywkę, a piłka poleciała za niego. Dobiegł do niej Leon, podbił ją nogą, ale piłka poszybowała za bandy. Nie stanowiły one jednak żadnej przeszkody dla naszego Kapitana, który przeskoczył nam nimi i przebił piłkę dyszlem na druga stronę siatki (odległość – jakieś 18-20 metrów). Oczywiście Brazylijczycy mogli w tej sytuacji wyprowadzić piękną kontrę, jednak w ataku pomylił się Alan i posyłał piłkę w aut.

Niestety punkt zdobyty przez naszych siatkarzy nie zdołał ich jednak wystarczająco nakręcić, a w dalszej części seta po prostu się pogubiliśmy. Tak jakbyśmy myśleli, że do pokonania Brazylijczyków potrzeba czegoś ekstra, tylko że kompletnie nie byliśmy na to gotowi. Po prostu sami sobie robiliśmy krzywdę i nie wykorzystywaliśmy szans, choć Brazylijczycy wyciągali do nas rękę. Zabrakło jednak wykończenia, takiej kropki nad „i”, która przeważyłaby szalę zwycięstwa na naszą stronę. Cóż, po prostu tego dnia to Brazylijczycy okazali się lepsi.

Co ciekawe, gdyby spojrzeć na gołe statystyki, to nasi siatkarze wypadli lepiej od swoich przeciwników. I to w każdym elemencie. Nasza skuteczność w ataku wyniosła ostatecznie 52%, przy 49% Brazylijczyków. My popełniliśmy 6 błędów w ataku, a Brazylia 8. Mieliśmy 14 bloków, czyli dokładnie o połowę więcej od naszych przeciwników. Przyjęcie? 45% dokładnego Polaków do 39% Brazylii. My uzbieraliśmy 8 asów, przy 19 popsutych zagrywkach, a Brazylia bezpośrednio punktowała na zagrywce tylko 3 razy, popełniając przy tym na 23 błędy.

Diabeł jednak tkwił w szczegółach: Brazylia miała nieco lepszą skuteczność w ataku przy pozytywnym przyjęciu (67% do 62%), ale wydaje się, że to kontry zadecydowały o jej zwycięstwie. Nie dość, że ich skuteczność w kontrataku wyniosła 49%, to w sumie na kontrze aż o 22 piłki więcej od nas (oni mogli kontratakować 52 razy, a my tylko 31). My za często przebijaliśmy piłkę na drugą stronę, plasując lub kiwając, przez co Brazylia nie miała problemu z podbiciem takich piłek, dogrania ich do siatki i zaatakowania. I to prawdopodobnie ten element zrobił różnicę na korzyść Brazylii.

Ostatecznie mecz przegraliśmy, tracąc tym samym szanse na Puchar Świata, ale dla postronnego kibica było to naprawdę ciekawe widowisko.

Podkreślę to jeszcze raz: do spotkania z Polakami Brazylijczycy stracili zaledwie dwa sety. To, że Polacy byli w stanie z nimi nie tylko walczyć jak równy z równym, ale i zdominować ich w pierwszym i czwartym secie, świadczy tylko i wyłącznie o naszej klasie! Niestety w siatkówce zawsze ktoś musi przegrać i tego dnia byli to Polacy. Trzymajmy jednak kciuki, żeby podczas ewentualnego pojedynku polskich siatkarzy z Brazylią podczas igrzysk Tokio 2020 wynik był już na naszą korzyść.

Cieszę się jeszcze z jednej rzeczy. W końcu mam okazję obserwować siatkówkę w czasach, gdy nie tylko stajemy do walki z Brazylią (czy USA) jak równy z równym, ale krzywimy się, gdy nie uda nam się pokonać ich po raz kolejny 3:0. Umówmy się, Brazylia była do tego turnieju wybitnie przygotowana, dla Polaków Puchar Świata był dopiero trzecią imprezą pod względem ważności w tym roku.

Przeprawa z Kanadą

Po przegranej z Brazylią, a wcześniej z USA, straciliśmy szans na wygranie Pucharu Świata. Nie było jednak czasu na rozpamiętywanie porażki, bo już niespełna 20 godzin później musieliśmy wrócić na parkiet, by bronić drugiego miejsca w grupie, czyli srebrnego medalu. A czekał na nas niełatwy przeciwnik, czyli Kanada, która ukradła punkcik USA, czy wygrała z Rosją. Zlekceważenie tego rywala mogło się dla nas skończyć wielkim rozczarowaniem.

Pierwsze dwa sety tego spotkania były walką, a każdy punkt przychodził nam z trudem. Widać było, że mamy w kościach nie tylko poprzedni mecz z Brazylią, ale i wszystkie 18 spotkań, które rozegraliśmy od 13 września. Na nasze szczęście Kanada też popełniała błędy, a my potrafiliśmy to wykorzystać. Jak przychodziło co do czego, wciskaliśmy resztki naszego turbodoładowania i przeciągaliśmy końcówki setów na naszą stronę.
Nie obyło się jednak bez zmian, bo pod koniec drugiego seta Fabian Drzyzga zastąpił na rozegraniu Marcina Komendę. Poza tym w miejscu Wilfredo Leona pojawił się Artur Szalpuk, który skutecznie atakował do końca meczu.

Z kolei trzeci set to już popis gry naszych siatkarzy. Owszem, gdy udało nam się odskoczyć na kilka punktów, to Kanada potrafiła nas dogonić, ale w końcu zaskoczył nasz blok. Poza tym powiedzmy sobie szczerze, Kanadyjczycy też musieli w końcu poczuć zmęczenie. My przyjechaliśmy do Japonii prosto z Mistrzostw Europy, za to Kanada zabawiła się w kilka tie-breaków podczas tego turnieju i na tym etapie po prostu musiała zacząć to odczuwać.

My z kolei zbieraliśmy żniwa naszej rotacyjnej gry, bo po raz kolejny Olek Śliwka oraz Artur Szalpuk dali skuteczne zmiany, gdy Michał Kubiak czy Wilfredo Leon męczyli się w ataku, czy na przyjęciu.

Nie był to łatwy mecz, ale z drugiej strony wygraliśmy go 3:0. Naprawdę nie mamy prawa oczekiwać, że z każdym słabszym przeciwnikiem będziemy wygrywać do 15 czy 18 w każdym secie. Tak się przecież nie da. Najważniejsze, że koniec końców nie przedłużyliśmy tego meczu i po niespełna 1,5 godzinie mogliśmy zbierać resztki sił na ostatni mecz z Iranem.

Kropka nad „I”

Mecze Polska – Iran zazwyczaj dostarczają nam dodatkowych, pozasportowych emocji. Tym razem chyba nikt już nie miał na to sił. My chcieliśmy szybko wygrać, skupiając się przede wszystkim na niemarnowaniu energii na poza boiskowe kłótnie. A Irańczycy chyba byli jeszcze przybici po przegranym meczu z Włochami (wygrywali 2:0 i mieli kilka piłek meczowych, ale to Włosi ostatecznie wygrali 3:2). A zmęczeni byli już wszyscy.

Faktem jest, że Iran nie przyjechał do Japonii w najsilniejszym składzie, a nawet obecny na turnieju Maruf czy Ghafur oglądali ten mecz z ławki. Ostatecznie dawno nie widziałam tak spokojnego meczu pomiędzy tymi reprezentacjami.

Co ciekawe, mecz ten był w wykonaniu naszych siatkarzy praktycznie bezbłędny. W pierwszym secie Irańczykom udało się tylko jeden jedyny raz ustrzelić Leona zagrywką, ale było to w momencie, gdy już sporo prowadziliśmy, a set zbliżał się do końca.

Kluczem do naszego zwycięstwa była przede wszystkim nasza zagrywka floatem, a Karol Kłos i Maciek Muzaj brylowali w tym elemencie.

Trzeci set był właściwie historią, bo od niemalże pierwszej piłki wyszliśmy na 5-6 punktową przewagę. I choć Iran próbował nas gonić, my po prostu robiliśmy swoje i jeszcze na koniec tego turnieju potrafiliśmy zabawiać się siatkówką.

Efekt? Srebrny medal Pucharu Świata, 90 punktów w rankingu FIVB i awans na 3. miejsce oraz maskotka Vabochan dla każdego siatkarza?

Wyniki Polaków:

  • Polska – Brazylia 2:3 (-19, 23, 19, -16, 11)
  • Polska – Kanada 3:0 (-23, – 24, -20)
  • Polska – Iran 3:0 (-18, -18, -16)

You may also like

Napisz komentarz