Tegoroczny Puchar Świata wzbudził we mnie skrajne emocje. Począwszy od wkurzenia, że turniej zaczyna się zaledwie 2 dni po zakończeniu Mistrzostw Europy, poprzez nadzieję na historyczny wynik, zmęczenie, aż po dumę, radość i końcowy… smutek. Zapraszam na podsumowanie najbardziej intensywnego turnieju tego sezonu.
Spis treści
Srebro Pucharu Świata
Puchar Świata i cały sezon reprezentacyjny nasi siatkarze kończą ze srebrnym medalem na szyi. To fantastyczny wynik, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich został zorganizowany ten turniej. Polscy zawodnicy po raz kolejny pokazali, że bezapelacyjnie należą do czołówki światowej siatkówki.
Wkurzenie
Zacznijmy od tego, że terminy Mistrzostw Europy i Pucharu Świata to jakieś nieporozumienie. Dwa dni na przedostanie się z jednej części świata na drugą to idiotyczny pomysł i kompletne ignorowanie zdrowia zawodników. My ratowaliśmy się szerokim składem. Po prostu jeszcze w trakcie Mistrzostw Europy wysłaliśmy do Japonii kilku naszych zawodników pod okiem Jakuba Bednaruka i to oni rozegrali dwa pierwsze mecze na Pucharze Świata. Dzięki temu reszta kadry miała czas na przyzwyczajenie się do innej strefy czasowej i przynajmniej prowizoryczny odpoczynek po 9 meczach w Mistrzostwach Starego Kontynentu.
Nadzieja
W ogóle Puchar Świata stał się nieco problematyczny. Zwycięstwo nie daje już kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie, a sam turniej przez swoją formułę jest trudny i wykańczający. Właściwie po wszystkich zespołach było widać, że ostatnie mecze grają na resztkach sił. I jak w takim razie podejść do takiego turnieju?
Vital Heynen od początku postawił sprawę jasno. Wezmą w nim udział tylko ci zawodnicy, którzy wyrażą taką chęć. Presja wyniku? I tu znów nasz trener podkreślał, że będzie nam chodziło o to, aby się nie zajechać, a przede wszystkim nie złapać kontuzji.
Z drugiej jednak strony nie mogliśmy zapomnieć o punktach rankingu FIVB. Są one istotne, gdyż to między innymi od nich będzie zależało, z jakimi przeciwnikami spotkamy się na Olimpiadzie w fazie grupowej. A co za tym idzie, na kogo trafimy w ćwierćfinałach. Także niby Puchar Świata nie był dla nas priorytetem, ale nie mogliśmy do zupełnie odpuścić.
Poza tym, niby każdy rozumiał, że Puchar Świata nie był naszą imprezą docelową w tym roku. Jednak mam wrażenie, że jakoś tak szybko potrafiliśmy o tym zapomnieć, gdy tylko turniej się rozpoczął. I nagle ponownie zewsząd było słychać głosy, że jako Mistrzowie Świata powinniśmy nie tylko Puchar Świata zdobyć, ale i w każdym spotkaniu wygrywać 3:0, w a każdy set zamykać do 15-18 punktów. Co z tego, że chwilę temu graliśmy na Mistrzostwach Europy na innym kontynencie? Przecież inne drużyny nie przyjechały do Japonii w najmocniejszych składach, więc mamy je lać po kolei, niczym roboty. Bo Mistrzostwo Świata zobowiązuje…
Zapominamy tylko, że turniejowe medale nie sprawią, że nasi siatkarze szybciej pozbędą się jet lega, lub przestaną odczuwać zmęczenie, a nawet znużenie, własnym towarzystwem! Nie udało nam się pokonać USA i Brazylii, ale były to nasze jedyne porażki w tym turnieju. W ogóle licząc od 13 września, czyli startu Mistrzostw Europy, rozegraliśmy w sumie 20 meczów, z czego tylko 3 przegraliśmy. Tak, owe trzy przegrane spotkania sprawiły, że straciliśmy szanse na złoto w obu turniejach, ale jako jedyna europejska drużyna zdobyliśmy w tym sezonie aż 3 medale oraz zapewniliśmy sobie awans na igrzyska! Nikt w tym roku w Europie, a może i na świecie, siatkarsko nie osiągnął więcej.
Czy miałam nadzieję, że Polacy zdobędą Puchar Świata? Pewnie, dlatego na każdym meczu trzymałam za kciuki za naszych siatkarzy i życzyłam im łatwej i szybkiej przeprawy z kolejnym przeciwnikiem. Nie znaczy to jednak, że srebro jest dla mnie rozczarowaniem. Po pierwsze, Brazylia rewelacyjnie przygotowała się do tego turnieju i okazała się nie do ruszenia. Po drugie, poza przegraną z USA i Brazylią nie pozwoliliśmy sobie na żadną wpadkę! Na tym etapie sezonu oczekiwanie czegoś więcej zaczyna być po prostu nieludzkie.
Zmęczenie
A przecież trzeba przyznać, że nasi siatkarze podczas Pucharu Świata, tak jak i w poprzednich turniejach, dawali z siebie wszystko. Walczyli do końca i robili, co mogli, aby osiągnąć w Japonii jak najlepszy wynik. Po prostu Brazylia była tym razem lepsza, a samo to, że tylko nam udało się zmusić ją do walki w tie-breaku, świadczy o naszej wielkości. Powiem wprost i USA, i Brazylia mieli szczęście, że na Puchar Świata przyjechaliśmy zmęczeni i fizycznie, i co tu dużo mówić, psychicznie, po „tylko brązowym medalu” na Mistrzostwach Europy. A i tak zajęliśmy drugie miejsce na podium.
To, że nasi siatkarze jechali na oparach, było widać szczególnie po meczu z Brazylią, czyli w starciu z Kanadą. A i tak pokonaliśmy ich 3:0! Nie da się mieć szczytu formy kilka razy w ciągu 5 miesięcy, zwłaszcza gdy brakuje czasu, a czasem sił i zdrowia, na trenowanie.
I wcale nie dziwię się naszym zawodnikom, bo ja również odczuwałam zmęczenie, choć mecze oglądałam jedynie w telewizji. Ale mimo to, nadzieja, napięcie i emocje związane z występami Polaków zrobiły swoje. Do tego doszło natężenie meczów. 20 spotkań w 32 dni i wczesne godziny spotkań w Pucharze Świata sprawiły, że nawet ja zaczęłam chodzić jak zombi i na etapie meczu z Kanadą miałam już po prostu dość.
Duma
Tego chyba nie muszę tłumaczyć. Fantastyczny wynik na Pucharze Świata, awans w rankingu FIVB na 3. miejsce i kolejny medal w tym roku. Tak świetnego sezonu nie mieliśmy od lat.
Nasi siatkarze nie tylko stanęli na wysokości zadania, ale wręcz zrobili więcej, niż można było od nich oczekiwać.
Radość
Cieszy mnie kilka rzeczy związanych z naszą reprezentacją.
To, że mamy szeroki skład.
Że z 4 imprez wracamy z 4 medalami.
Że odnieśliśmy tylko jedną poważniejszą kontuzję.
Że nie tylko bijemy się z najlepszymi jak równy z równym, ale że to my należymy do grona tych najlepszych z najlepszych.
Że po raz kolejny osiągamy najlepszy wynik ze wszystkich europejskich krajów.
Ale chyba najbardziej cieszy mnie to, że pomimo zmęczenia i tego, że w swoim towarzystwie nasi siatkarze przebywali od połowy września (a nawet dłużej, podczas przygotowań jeszcze w Arłamowie), oni dalej dobrze się ze sobą czują. Widać było to przede wszystkim po tym, jak celebrowali srebrny medal, przeskakując podium i robiąc na czerwonym dywanie fikołka. Jeśli tak ma się im udzielać szaleństwo Vitala, to jestem na tak?
Smutek
W okolicach meczu z Kanadą miałam już serdecznie dosyć wstawiania z rana. Zresztą już wcześniej marzyłam o wynikach 3:0, żeby tylko mecz jak najszybciej się skończył. A jednak, po zakończeniu Pucharu Świata czuję smutek. Kończy się tegoroczna przygoda naszej reprezentacji. Zawodnicy powoli rozjeżdżają się do swoich klubów, a ponownie pod wspólną, biało-czerwoną banderą zobaczymy ich w drugiej połowie maja 2020.
Nie zdążymy jednak za nimi zatęsknić. Już w sobotę rusza liga włoska* z Bartoszem Bednorzem, Mateuszem Bieńkiem, Wilfredo Leonem, Bartoszem Kurkiem i Vitalem Heynenen w rolach głównych (no powiedźmy?). Z kolei po weekendzie czeka nas walka o Superpuchar Polski oraz start naszej rodzimej PlusLigi. Generalnie, kolejna dłuższa przerwa od siatkówki (dłuższa, czyli min. 2 tygodnie) czeka nas w sierpniu, po zakończeniu Igrzysk Olimpijskich…
*Zapowiedź rozgrywek Superlega 2019/2020 i informacje, gdzie można oglądać mecze z udziałem Polaków, już wkrótce na blogu!
