No dobrze, przyznaję, że słowo „podsumowanie” jest nieco na wyrost, biorąc pod uwagę odwołanie wszelkich międzynarodowych imprez siatkarskich. Jednak moim zdaniem zdecydowanie warto odnotować, że Polska nawet w dobie pandemii koronawirusa potrafiła się na tyle dobrze zorganizować, aby było i fanie, i bezpiecznie!
Spis treści
Czas na siatkarskie granie!
Po dwóch zgrupowaniach (więcej na ten temat przeczytasz w tym wpisie) przyszedł czas na prawdziwe granie. Takie z przeciwnikiem, na profesjonalnej hali, z transmisją telewizyjną i kibicami. No prawie, ponieważ fani siatkówki mogli wystąpić jedynie w formie kartonowych awatarów. Do tego organizatorzy ustawili pod halą telebim, także mecze można było również obejrzeć ze swojego samochodu. A to zawsze coś!
Pomysł Vitala na pierwsze starcia
Na pierwszy ogień poszli Niemcy. Reprezentacje już na wstępnie ustaliły, że rozegrają co najmniej 4 partie. Z kolei Vital Heynen postanowił podzielić naszą drużynę na dwie grupy tak, aby każda z nich zagrała w dwóch setach.
Mecz rozpoczęli „młodzi”, czyli Maciek Muzaj, Bartek Kwolek, Tomek Fornal, Norbert Huber i Janek Nowakowski, wspierani przez Fabiana Drzyzgę i Damiana Wojtaszka. Niestety po dwóch setach na prowadzeniu byli Niemcy.
Wtedy na parkiet weszła grupa „doświadczonych”, czyli Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, Bartosz Bednorz, Karol Kłos, Grzegorz Łomacz i Paweł Zatorski. Skład uzupełnił Huber ze względu na drobne kłopoty Piotra Nowakowskiego. Od tego momentu to biało-czerwoni przeważali na boisku, doprowadzili do tie-breaku i ostatecznie wygrali cały mecz 3:2.
Muszę przyznać, że takie pomieszanie składu naszej reprezentacji bardzo przypadło mi do gustu. To nie sztuka wystawić najlepszych zawodników na świecie i pokonać Niemców w meczu towarzyskim, granym na własnym parkiecie. Tylko co to by dało naszym zawodnikom?
A dzięki strategii Vitala na obu polskich grupach była presja. Ta młodsza zaczynała, a nie jechała na ustawionym przez poprzedników wyniku. A ta bardziej doświadczona startowała od wyniku -2, więc nie miała żadnego marginesu błędu. Po prostu nawet jeden przegrany set dałby zwycięstwo Niemcom. Brawa dla Vitala, który nawet z prostego, pozornie nic nieznaczącego meczu, potrafił zrobić ciekawe zawody.
Drugi mecz z Niemcami był mniej pasjonujący. Tym razem wygraliśmy pierwsze 3 sety, oddając gościom tylko ostatnią partię.
Psikus Estończyków
Po kilku dniach przerwy nasza reprezentacja przeniosła się do Łodzi, gdzie miała zmierzyć się z Estonią. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ nagły wzrost zachorowań na Covid-19 w Polsce wystraszył naszych przeciwników. W takiej sytuacji sztab i zawodnicy postanowili, że polska reprezentacja rozegra mecze z dużo mocniejszym przeciwnikiem: zwycięzcą dwóch ostatnich Mistrzostwa Świata, brązowym medalistą zeszłorocznej Ligi Narodów i Mistrzostw Europy oraz srebrnym medalistą Pucharu Świata 2019. Brzmi znajomo? No pewnie, bo postanowiliśmy zgrać sami ze sobą. I muszę przyznać, że był to strzał w 10!
Vital po raz kolejny zamieszał składami drużyn, ale co ciekawe, żadnej z nich nie poprowadził osobiście. Zamiast tego przyglądał się, jak polscy zawodnicy ścierają się między sobą pod okiem swoich asystentów. I jakby nie patrzeć, w obu meczach wygrała Polska.
I nie mam na myśli wyników meczu, które za każdym razem kończyły się tie-breakami (graliśmy do dwóch wygranych partii). Bardziej chodzi mi o to, że choć przeciwności nam nie brakowało, to udało nam się zorganizować i przeprowadzić stojące na niezłym poziomie mecze, które pomimo towarzyskiego charakteru, każdy chciał wygrać.
Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na przyszły sezon reprezentacyjny i trzymać kciuki, aby koronawirus poszedł w cholerę lub przynajmniej się uspokoił. Czego sobie i wszystkim siatkarskim kibicom (i zawodnikom też, a co!) życzę!
