Andrea Anastasi – licencja na przeklinanie?

Autor: Ania

Od liderów oczekuję, że przyjmą na siebie krytykę i zmierzą się z bagnem, w które sami radośnie wskoczyli po uszy.

Kojarzycie sytuację, w której pijany wujek na weselu zaczyna się awanturować, wyzywać gości, a ostatecznie rzyga na stół Pary Młodej? Wszyscy czują niesmak, a żona i dzieci wujka chcą zapaść się pod ziemię. Jednak nikt wujka z wesela nie wyrzuci, bo to w końcu rodzina… Tak w skrócie można opisać zachowanie Andrei Anastasiego na ostatnim meczu Verwa Warszawa Orlen paliwa z Aluron CMC Warta Zawiercie. Tylko że na Siatkomanii w skróty się nie bawimy, dlatego zapraszam na podsumowanie nietypowych wydarzeń w Trzech Aktach.


Akt 1 – „Awantura”

Szczerze? Andrea Anastasi nigdy nie pozował na oazę spokoju. Nieraz podczas meczu dał popalić sędziom, czy nawet własnym zawodnikom. Teraz jednak przekroczył wszelkie granice kultury, braku szacunku dla przeciwnika i takiej ludzkiej przyzwoitości. Jak?

Po jednej z akcji trener Anastasi uznał, że sędzia niesłusznie przyznał punkt przeciwnikom. Nie zdecydował się jednak na challenge, tylko rozpoczął swoją tyradę, która nakręcała się z każdą sekundą. W końcu w ekstremalnie wulgarnych słowach zwrócił się do Piotra Orczyka, nakazując mu, aby ten oddalił się prędziutko, ponieważ nie jest najmądrzejszy.

Oczywiście ta przemiła wiązanka poszła w języku włoskim, ale sądząc po minach zawodników, nikt nie miał wątpliwości co do znaczenia słów wypływających z ust warszawskiego trenera.

Oczywiście siatkarski parkiet to nie Wersal, a przekleństwa na meczu to nic nowego. Przecież nie trzeba być specjalistą od czytania z ruchu warg, aby wiedzieć, co sądzi zawodnik zaraz po tym, jak popsuje zagrywkę lub wykona autowy atak. Również zaczepki pod siatką to norma.

Jednak bluzgi z ust trenera skierowane bezpośrednio w kierunku zawodnika to jednak przekroczenie umownej linii, która nie powinna zostać przekroczona. NIGDY. PRZEZ NIKOGO. NIE W LIDZE MISTRZÓW ŚWIATA.

Trudny czas dla Warszawy

Cała ta sytuacja w wykonaniu Anastasiego była po prostu żenująca. Nie da się ukryć, że trenerowi puściły nerwy i stracił nad sobą kontrolę. W pewnym sensie nawet mnie to nie dziwi, bo jego zespół od początku sezonu gra poniżej oczekiwań.

Przyznam, że jeszcze przed startem sezonu widziałam Warszawę w strefie medalowej. Jednak patrząc, jak zespół prezentuje się dzisiaj, uważam, że taki scenariusz coraz bardziej się oddala. Warszawa nie wygląda dobrze na boisku, za co krytyka spływa w dużej mierze na trenera. Presja rośnie, a przecież niedługo startuje jeszcze Liga Mistrzów.
I przydałoby się w europejskich pucharach pokazać nieco lepiej, niż podczas zeszłorocznej edycji, gdy to Verwa rozczarowała wszystkich (więcej informacji na ten temat znajdziesz w tym artykule).

I oczywiście, tak duża presja tłumaczy, dlaczego trenerowi puściły nerwy. Jednak nie może być usprawiedliwieniem dla tak chamskiego zachowania, którego byliśmy świadkami w niedzielnym meczu.

AKT 2 – „Przepraszam, ale…”

Cóż, mleko się wylało i nikt nie miał wątpliwości, że za wydarzenia na boisku trener powinien przeprosić. I tak się stało następnego dnia. No tak jakby…

Na stronie klubu ukazała się lakoniczna informacja:

„Meczowi VERVA Warszawa ORLEN Paliwa – Aluron CMC Warta Zawiercie towarzyszyły duże emocje.                Po jednej z akcji, w ferworze walki, Andrea Anastasi w nieetyczny sposób zwrócił się do siatkarza rywali – Piotra Orczyka. Trener naszej drużyny przeprasza za swoje słowa zarówno zawodnika, jak i cały zespół z Zawiercia, a także wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte” (1).

Tylko że ten komunikat dolał tylko oliwy do ognia, a jego treścią nikt nie był usatysfakcjonowany. Nic dziwnego, w końcu to klasyczne non-apology (czyli nie przepraszam za swoje zachowanie i nie biorę winy na siebie, tylko zrzucam ją na tych, którzy są przewrażliwieni, bo poczuli się dotknięci). Na szczęście na to nikt nie dał się nabrać, a głosy oburzenia słychać było z każdej strony.

AKT 3 – „Przeprosiny”

W końcu kolejnego dnia doczekaliśmy się przeprosin z prawdziwego zdarzenia. Andrea Anastasi nagrał wideo, w którym przeprosił i Piotra Orczyka, i jego kolegów, i nas wszystkich. Nawet powiedział kilka słów po polsku. Super, o takie właśnie coś chodziło od początku!!!

Jaki stąd wniosek? Lepiej przeprosić raz, a porządnie (nawet nieco nadmiernie i nadgorliwie), zamiast krycia się za bezosobowymi komunikatami.

Zwłaszcza że mamy tu do czynienia z byłym sportowcem, a obecnie trenerem, który potrafi wyciskać ze swoich zawodników więcej i więcej. Taka osoba nie może chować głowy w piasek i czekać, aż burza przeminie. Od liderów oczekuję, że przyjmą na siebie krytykę i zmierzą się z bagnem, w które sami radośnie wskoczyli po uszy.

Licencja na przeklinanie odebrana

Andrea Anastasi zachował się niewłaściwie. Natychmiast zalała go fala krytyki, właściwie za wszystkie przewinienia, jakie kiedykolwiek na polskiej ziemi popełnił. Dostało mu się również za to, że nie zna polskiego, choć przecież pracuje tu od prawie dekady.

Co równie ważne, dostało mu się z każdej strony: i od kibiców, i od mediów, które zazwyczaj są bardzo stonowane i wyrozumiałe. W sumie nie natrafiłam nawet na jedną wzmiankę, która próbowałaby trenera wybielić. I bardzo dobrze, bo dzięki tej presji otrzymaliśmy przeprosiny, które w takiej sytuacji nam się należały i po których możemy zamknąć temat i wrócić do naszej siatkarskiej rzeczywistości.

(1) https://vervawarszawa.pl/komunikat-vervy-warszawa-orlen-paliwa-w-sprawie-sytuacji-z-meczu-z-aluronem-cmc-warta-zawiercie/

 

You may also like

Napisz komentarz