Cztery śmiertelne grzechy faworytów

Autor: Ania

Początek europejskich rozgrywek pucharowych przyniósł nam kilka niespodzianek. Bo chyba tak można określić przegraną Verwy Warszawa Orlen Paliwa w Lizbonie, męki Perugii z SL Benficą, czy kosztowną przeprawę Modeny z Olympiakosem Pireus w Grecji. We wszystkich tych meczach mieliśmy wyraźnego faworyta, który na papierze lał swoich przeciwników. Jednak boiskowa rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Czy oznacza to, że rozgrywki europejskie stają się bardziej wyrównane?

Fawory z tarczą

Przeczą temu pewne zwycięstwa ZAKSY Kędzierzyn-Koźle oraz Jastrzębskiego Węgla w Lidze Mistrzów. Choć Kędzierzynianie nieco męczyli się w meczu z Vojvodiną Nowy Sad, to ostatecznie, gdy tylko włączyli lekkie turbodoładowanie, nie było wątpliwości, kto wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku. O meczu ZAKSY z Knackiem Roeselare czy Jastrzębskiego Węgla z tureckim Halkbankiem nie wspomnę. To była totalna dominacja polskich ekip, które były faworytami w swoich tych meczach.

Skąd zatem mniej lub bardziej kosztowne męki Perugii, Warszawy czy Modeny? Czy wynikają one z 4 śmiertelnych grzechów, które popełniają faworyci?

Grzech 1 – Niecierpliwość

Niecierpliwość (def.) – wygrajmy łatwo, szybko i przyjemnie, bo tuż za rogiem czeka na nas PRAWDZIWY przeciwnik. Godzinka z prysznicem to maks, jaki możemy poświecić na ten mecz. Wszystkie piłki powinny nam wchodzić, a każdy nasz blok powinien być skuteczny. A tak w ogóle, to kto im pozwolił przyjmować nasze zagrywki i atakować bez wstrzymywania ręki?

Modena, Perugia, Warszawa – to niewątpliwie siatkarscy faworyci w meczach z Mistrzem Portugalii czy Grecji. Z ich punktu widzenia, mecze z Lizboną czy Olympiakosem trzeba po prostu wygrać i to jak najmniejszym nakładem sił. Powinno być szybko, gładko i za 3 punkty, bo przecież na horyzoncie czekają dużo ważniejsze mecze. Stąd postawa, która traktuje mecze ze słabszymi przeciwnikami jako upierdliwą konieczność.

Grzech 2 – Lekceważenie

Lekceważenie (def.) – nawet na leżąco wygramy ten mecz.

Nie, nie wygracie.

Kolejnym śmiertelnym grzechem faworytów jest przekonanie, że minimalnym nakładem sił uda się wygrać mecz ze słabszym przeciwnikiem. Na pierwszy rzut oka objawia się on wystawieniem „drugiej szóstki”, a przynajmniej rezygnacją z udziału kilku kluczowych zawodników. Jednak nie skład ma tutaj kluczowe znaczenie, ale podejście do meczu.

Lekceważenie przeciwnika to przekonanie, że bez względu na to, jak zagra faworyt, to i tak wygra. To oczekiwanie, że przeciwnik położy się na parkiecie i podda mecz bez walki. Po czym nagle następuje zdziwienie, że jednak tego nie robi, a zamiast tego walczy jak równy z równym i za cholerę nie chce popełniać błędów, które faworytowi przydarzają się nieustannie.

Zaryzykuję stwierdzenie, że około 99,5% drużyn z całego świata liczy się z tym, że mogą przegrać starcie z Perugią, Modeną czy Warszawą. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się stwierdzić, że Lizbona czy Olympiakos byli faworytami meczów z tymi drużynami.

Jednak przekonanie, że zawodnicy słabszych drużyn nie będą walczyć do upadłego to błąd, który jak się okazało, kosztował faworytów wiele wysiłku, a w przypadku Warszawy może nawet oznaczać pożegnanie się z Ligą Mistrzów już w fazie grupowej.

Obecny sezon siatkarski jest wyjątkowo przeładowany. Praktycznie całą pierwszą fazę rundy zasadniczej musieliśmy zamknąć w dwóch miesiącach. Drużyny, które dodatkowo grają w Pucharach, starały się oszczędzać siły, gdzie tylko mogły. Tylko że lekceważenie przeciwnika skutkuje czymś dokładnie odwrotnym.

Modena zafundowała sobie pięciosetowy, 154-minutowy maraton. Wprawdzie Zaytsev i Holt nie grali wcale, Bednorz był na parkiecie tylko przez trzy sety, a Anderson dwa z hakiem, ale już dla Christensona, Rossiniego czy Mazzone był to istny maraton. Tylko że tu udało się jednak wygrać.

Gorzej wyszła na tym Warszawa. Z jednej strony możemy powiedzieć, że wyszła drugim składem, ale średnio pasuje to określenie do drużyny z Kwolkiem, Nowakowskim, Udrysem czy nawet Grobelnym w składzie. Późniejsze ratowane się Brizardem, Wojtaszkiem, Niemcem i Tillie na niewiele się zdało i tylko wydłużyło walkę. Warszawa ugrała seta, ale straconych punktów nikt im nie odda. Będą mogli sobie je ewentualnie wywalczyć, ale przecież Perugia tanio skóry nie sprzeda.

Grzech 3 – Frustracja

Frustracja (def.) – chcę wygrać, ale przeciwnik mi nie pozwala, więc niech ktoś coś z tym zrobi.

Miałam okazję oglądać mecz Modeny z Olympiakosem. Poziom nerwowości, frustracji i kłótni z sędziami był niebotyczny. Sprawy nie poprawiał fakt, że nie było systemu challenge, co tylko odbijało się na Modenie, która dodatkowo czuła się niesprawiedliwie traktowana przez sędziów. Czasem takie emocje pomagają, tutaj niekoniecznie. Gdy pojawia się frustracja, zawodnicy zaczynają sędziować, zamiast grać. Nieustannie dyskutują z sędziami i przeciwnikami, przez co tylko tracą rytm gry i dodatkowo marnują energię.

Miałam również okazję oglądać dwa mecze SL Benfici: z Perugią i Warszawą. I postawa Portugalczyków niesamowicie mi się podobała. Oni mieli po prostu niesamowity fun z gry w Lidze Mistrzów. Potrafili się nią bawić, a doprowadzenie przeciwników do wrzenia, tylko potęgowało ich radochę.

Grzech 4 – Brak koncentracji

Brak koncentracji (def.) – mam 4-punktową przewagę, więc na pewno wygram tego seta.

No właśnie niekoniecznie.

To, że łatwo udało się wypracować przewagę, jeszcze nie znaczy, że wygrało się seta czy cały mecz. Zwłaszcza gdy przewaga została wypracowana na początku seta, w jednym ustawieniu. Wystarczy, że jeden z zawodników z drużyny przeciwnej wstrzeli się z zagrywką, a przewaga zacznie topnieć. Zwłaszcza gdy faworyt myślami jest na kolacji, czy pod prysznicem, a przeciwnik zaczyna się nagle rozpędzać.

Niecierpliwość, lekceważenie, frustracja czy brak koncentracji – nie bez powodu określiłam je mianem grzechów śmiertelnych. Drużyna, która je popełnia w rezultacie gra dłużej i traci więcej sił. Co więcej, nawet po wygranej ciężko jest mieć satysfakcję z takiego spotkanie. A gdy faworyt niespodziewanie przegra, może zapłacić za to czymś więcej niż jednorazową porażką.

You may also like

Napisz komentarz