Choć o istnieniu koronawirusa SARS-CoV-2, który wywołuje grypopodobną chorobę COVID-19, dowiedzieliśmy się przed zaledwie kilkoma miesiącami, to jego obecność zdążyła już sporo namieszać. Nie mam zamiaru zajmować się na łamach bloga tym, jak wpłynie on na gospodarkę, wybory itd., ponieważ nie jestem ekspertką w tej dziedzinie. Zobaczmy jednak, jak trzyma się nasza ukochana dyscyplina w starciu z najnowszą odmianą koronawirusa.
Spis treści
Finał Pucharu Włoch w cieniu koronawirusa
Zamieszanie wywołane koronawirusem wynika przede wszystkim z tego, że w końcu zawitał on do Europy i rozgościł się we Włoszech. Już w niedzielę 23 lutego zostały odwołane pierwsze siatkarskie mecze do 1 marca. Z kolei finał Pucharu Włoch w Bolonii odbył się chyba tylko i wyłącznie dlatego, że organizatorzy doszli do wniosku, że skoro w sobotę 9000 kibiców gnieździło się razem we własnym sosie, to dodatkowe spotkanie w niedzielę niewiele już zaszkodzi. Wbrew pozorom ma to trochę sensu. W końcu kibicie byli już na miejscu, więc odwołanie meczu finałowego lub rozegranie go przy pustych trybunach, niewiele by w tej kwestii zmieniło. Zresztą w dniu półfinałów chyba jeszcze niewiele osób zdawało sobie sprawę, jak poważna jest sytuacja.
Koronawirusie, co z Ligą Mistrzów siatkarzy?
Po przełożeniu jednej kolejki we włoskiej Superlega zaczęły mnożyć się pytania o rozgrywki europejskie. O ile włoskie zespoły bez wahania udawały się na mecze wyjazdowe, o tyle chętnych na potyczkę we Włoszech zaczęło powoli brakować. W najtrudniejszej sytuacji znalazł się Jastrzębski Węgiel, którego czekał mecz w ćwierćfinale Ligi Mistrzów siatkarzy z Itasem Trentino w Trydencie.
Polski klub od początku starał się przełożyć termin rozgrywania meczu lub jego miejsce. Z kolei Włosi walczyli, aby mecz odbył się zgodnie z planem. W końcu liga włoska powróciła do grania. Ostatecznie głos zabrał CEV, który poinformował, że przekłada kilka meczów w ramach Ligi Mistrzów i Pucharu CEV (m.in. rewanżowy mecz Modeny Volley z francuskim GFC Ajaccio VB), ale nie mecz Trentino z Jastrzębskim. Jednak CEV dodał jeszcze, że oni nikogo do przyjazdu do Włoch zmuszać nie będą, więc jeśli jakiś klub ma zastrzeżenia, może pisać w tej sprawie wniosek.
Jastrzębski Węgiel taki wniosek napisał. A CEV go… odrzucił. W tych okolicznościach Jastrzębski postanowił zrezygnować z wyjazdu, ryzykując przegranie meczu przy stoliku oraz karę finansową. Ostatecznie z pomocą Jastrzębskiemu przyszedł… koronawirus. Liczba zarażonych osób we Włoszech ciągle rosła, aż w końcu przyszło odgórne zalecenie, aby zamknąć wszystkie szkoły i uniwersytety na terenie kraju.
CEV nie mógł już dłużej twierdzić, że wszystko jest pod kontrolą i ostatecznie zdecydował o przełożeniu meczu Itasu z Jastrzębskim na inny termin. Tylko że koronawirus w dalszym ciągu rozprzestrzenia się na kolejne kraje, w tym Polskę. Co zatem dalej z rozgrywkami?
Koronawirus kontra siatkarski kalendarz
Ustalmy jedno, czy ktoś przy zdrowych zmysłach faktycznie chce grać, gdy koronawirus wziął się za zwiedzanie całego świata? Pewnie, że nie i pomijając kwestie związane z utrzymaniem rytmu meczowego, najrozsądniej byłoby wstrzymać rozgrywki na około 2-4 tygodnie. Tylko że w siatkarskim kalendarzu nie ma na to miejsca.
Koronawirus niechcący obnażył absurd harmonogramu światowych, europejskich, a przy okazji krajowych rozgrywek. Bo nie da się meczów ot, tak przełożyć, ponieważ nie bardzo jest na kiedy.
Czy jest jakiś problem, aby dany mecz został rozegrany 2-3 tygodnie później? Tak. Po prostu na ten okres zostały zaplanowane kolejne rozgrywki. Nie da się wydłużyć rozgrywek ligowych i pucharowych ani w Polsce i we Włoszech, ponieważ brakuje na to terminów. Już 16 maja, czyli tydzień po zakończeniu PlusLigi (przy 5 meczach finałowych) oraz 4 dni po finałach SuperLega, odbędzie się finał Ligi Mistrzów. Jego też nie można przesunąć, ponieważ 22 maja rusza siatkarska Liga Narodów. I jej też nie można przesunąć, bo 24 lipca starują Igrzyska Olimpijskie.
Czy ktoś mógł spodziewać się, że w tym roku świat zaatakuje koronawirusa SARS-CoV-2? Oczywiście, że nie. Jednak nie można układać grafiku rozgrywek, zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie można planować tylko optymistycznej wersji, wypełniając harmonogram meczami do granic możliwości, bez żadnego marginesu. A gdy tak się dzieje, to okazuje się, że jesteśmy w stanie narażać zdrowie zawodników i kibiców, byle tylko nie naruszyć siatkarskiego kalendarza.
