Saga o Tokio 2020  – A miało być tak pięknie…

Autor: Ania

Nie odpadliśmy w ćwierćfinale, ponieważ nie wyszedł nam jeden mecz. Przegraliśmy, bo w sierpniu 2021 graliśmy gorzej niż we wrześniu 2018. I świetna dyspozycja Leona czy Kurka nie były w stanie tego przykryć

Niestety wyszło jak zwykle. No cóż, plany zdobycia medalu olimpijskiego po raz kolejny poszły się kochać, a my możemy tylko pytać: Vital, why? Z drugiej strony jesteśmy przecież krajem ekspertów we wszystkim. Dlatego też spróbujmy sami odpowiedzieć, dlaczego brama do Mistrzostwa Olimpijskiego znów okazała się niedostępna dla Mistrzów Świata. 

Sezon medali

Nie da się ukryć, że nadzieje związane z Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio były przeogromne. Drużyna złożona
z aktualnych Mistrzów Świata, zwycięzców Ligii Mistrzów oraz jednego z najlepszych siatkarzy świata była jednym
z faworytów do złotego medalu, której inne drużyny chciały uniknąć na swej drodze. Co w takim razie poszło nie tak?

Jak wywalczyliśmy sobie awans na Igrzyska Olimpijskie.

 

Mecz przeznaczenia

Plan na tegoroczne Igrzyska Olimpijskie był prosty. Dzięki obecności w łatwej grupie mieliśmy skupić wszelkie nasze siły, aby przejść mityczny ćwierćfinał, po którym czekała nas już tylko autostrada do Mistrzostwa Olimpijskiego. Niestety tuż przed samym wjazdem na wymarzoną trasę zatrzymaliśmy się na bramkach, a co gorsza okazało się, że nie mamy czym zapłacić za przejazd. Dlaczego?

Zacznijmy od tego, że w niemalże w każdym meczu na Igrzyskach coś było z naszą grą nie tak. A to w ogóle nie graliśmy blokiem, a to zagrywka szwankowała, a to zacinał nam się atak. I starciu z nakręcającą się Francją te nasze braki tylko się uwypukliły. Gdzie się podział system blok-obrona, którym odbieraliśmy chęć do grania najpotężniejszym z potężnych? Tego nie wie nikt. A szkoda, bo gdy tylko ten element się pojawiał, Francja wyraźnie traciła pazur.

 

Czas rozliczeń

A jakie zarzuty padają w sieci? Przede wszystkim dotyczą one słabej gry ofensywnej na pozycji drugiego przyjmującego (dla uproszczenia przyjmijmy założenie, że Leon jest tym pierwszym). Mecz rozpoczął borykający się z kontuzją Michał Kubiak, ale Vital Heynen mocno rotował na tej pozycji, wpuszczając Olka Śliwkę i Kamila Semeniuka. Żaden z nich nie zrobił różnicy w naszej grze, ale i żaden tak do końca nie dostał pełnego zaufania i szansy na rozkręcenie się w meczu. Odnoszę wrażenie, że w pewnym momencie na tej pozycji zapanował totalny chaos i sam Heynen nie wiedział, co robić. Dlaczego na tie-breaka nie wyszedł Kubiak, który ponoć w naszej kadrze jest niezastąpiony, nawet jeśli nie jest w pełni sprawny? Czyżby jednak kontuzja była na tyle poważna? Tylko, czy w takim przypadku był sens zamrażania na ławce Śliwki w meczu z Kanadą i rozpoczynanie ćwierćfinałów z Kubiakiem? A może to Vital jednak ostatecznie stracił wiarę
w naszego kapitana? Przewrotnie powiem, że tutaj przydałoby się więcej spokoju, bo mam wrażenie, że Fabian Drzyzga w pewnym momencie już sam nie wiedział, czy wystawia Michałowi, Olkowi, czy Kamilowi.

Kolejnym zarzutem jest granie przez cały mecz z Fabianem Drzyzgą na rozegraniu. I faktycznie upór Heynena pod tym względem jest zagadkowy. W końcu w całym meczu nasz trener żonglował Olkiem i Kamilem, zdjął Kubę Kochanowskiego, wprowadził Piotra Nowakowskiego, wpuszczał Łukasza Kaczmarka. Za cholerę nie rozumiem, czemu miałby opory przed wprowadzeniem do gry Grzegorza Łomacza. Jakiś powód musiał być i nie kupuję, że była to niechęć do zmian, bo akurat w tym meczu zagrało 11 z 12 zawodników.

Dlatego zastanawiam się, czy Vital czasem nie trzymał Fabiana na boisku ze względu na blok. Bo to był ten element, którego pilnie potrzebowaliśmy. Wejście Łomacza bloku by nie poprawiło. Plus Drzyzga ma lepszą zagrywkę, więc to też mogła być próba szukania punktu z zagrywki-bloku. To, że ten plan się nie powiódł, to co innego. Czy zatrzymanie Drzyzgi na ławce choćby na kilka akcji pozwoliłoby mu złapać dystans i lepiej poprowadzić mecz w decydujących partiach? Tutaj skazani jesteśmy na gdybanie.

Zwrócę jednak uwagę na jedną rzecz. My w meczu z Francuzami graliśmy w ataku naprawdę dobrze. Leon i Kurek
z powodzeniem ciągnęli ten wózek. Owszem, możemy powiedzieć, że brakowało gry środkiem, ale przecież to nigdy nie była mocna strona Drzyzgi. Nie działało jedno skrzydło z trzech? A to mało meczów wygrywaliśmy, kulejąc z prawej bądź lewej strony? Dlatego też to nie atak był naszym problemem w meczu z Francją. A przynajmniej był to nasz najmniejszy problem.

Za to sporo kłopotów sprawiło nam to, że nie umieliśmy zdobywać punktów przy własnej zagrywce. Po pierwsze nasza zagrywka nie robiła na Francuzach zbyt dużego wrażenia. Punktowaliśmy ją zdecydowanie za rzadko, biorąc pod uwagę, jakimi rakietami dysponujemy zza 9. metra. Dodatkowo Francuzi całkiem nieźle radzili sobie nawet przy negatywnym przyjęciu. My z kolei praktycznie nie mieliśmy bloku. Bo co innego można na ten temat powiedzieć, jeśli w pięciu setach blokowaliśmy tylko 4 razy, a Francuzi 16? No ale skoro nie ma bloku, to może chociaż wyblokiem i obroną się wyratujemy ? Niestety, im dłużej trwał mecz, tym częściej i ten element zawodził.

Natomiast punktem przełomowym ćwierćfinału okazała się utrata przewagi w 4. secie przy stanie 7:4. Tylko że na tym etapie nie powinno nas to zdeprymować. W końcu do rozegrania mieliśmy jeszcze ponad połowę seta, a zawsze pozostawała nam walka w tie-breaku. Niestety, od tego momentu nasza gra zupełnie się posypała, a na punkty przy własnej zagrywce nie mogliśmy już liczyć. Za to Francuzi nakręcali się każdą akcją, którą kończyli jedna z drugą.
I w końcu po pięciosetowym boju musieliśmy uznać wyższość Francuzów, którym dwa lata wcześniej zamknęliśmy drogę na Igrzyska i po brązowy medal na Mistrzostwach Europy (o tym, jak wywalczyliśmy medal na ostatnich Mistrzostwach Europy przeczytasz tutaj).

Nie możemy jednak udawać, że to ćwierćfinał nam się nie udał. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że my do całego turnieju olimpijskiego nie byliśmy dobrze przygotowani.

 

Krew siatkarzy

Nie da się zaprzeczyć, że od początku tego sezonu reprezentacyjnego przeszkadzały nam kontuzje. Najpierw był problem z Piotrem Nowakowskim. Potem już na Lidze Narodów (VNL) okazało się, że kontuzję złapał nasz potencjalny drugi rozgrywający Marcin Janusz. Pod koniec VLN na uraz narzekał Kuba Kochanowski. Każda z tych kontuzji to dłuższa lub krótsza przerwa w treningach. Jednak najgorsze było dopiero przed nami. Przed pierwszym meczem na IO kontuzji nabawił się nasz kapitan – Michał Kubiak. Dokładnie ten sam, który na IO miał jechać, nawet gdyby nie miał nogi. I było widać, że wybiło to naszą drużynę z rytmu i pierwszy mecz z Iranem przegraliśmy.

Skłamałabym mówiąc, że cieszyłam się z tej porażki. Jednak liczyłam, że długi mecz pomoże nam wejść w turniej
i przetrzeć szlaki. Że wyrzucimy z głowy kontuzję kapitana oraz fakt, że gramy na IO, a skupimy się na walce o każdą piłkę. I że poczujemy, że łatwo to już było, a od teraz będzie już tylko trudniej. Tylko że tak się nie stało. Efekt wiadra zimnej wody niby pozwolił nam wygrać grupę, ale do poukładanej gry ciągle było nam daleko. Zresztą, jak pisałam wcześniej, z naszej grupy nie dało się nie wyjść, zakładając, że jesteśmy zdrowi, trzeźwi i każdy gra na swojej pozycji (a zdrowi nie byliśmy).

Nie przewidziałam jednak, że nasza forma będzie daleka od optymalnej i nie można tego zrzucić tylko na kontuzje.

O moich nadziejach, marzeniach i planach na IO w Tokio przeczytasz tutaj.

 

Ostatnie przygotowania

Przyznam, że już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że nie ma znaczenia, którzy nasi zawodnicy pojadą do Tokio. Po prostu zakładałam, że  Vital Heynen zdoła przygotować każdą grupę. Okazało się jednak, że tak się nie stało. I moim zdaniem przeszkodził w tym specyficzny sposób rozgrywania tegorocznej Ligi Narodów oraz duży wybór zawodników na poszczególnych pozycjach.

Patrząc z tej perspektywy Vital stał się ofiarą bogactwa naszej kadry i własnej chęci dania każdemu szansy na wyjazd do Tokio. Pierwsze dziewięć meczów na VNL miało posłużyć jako selekcja naszej 12-osobowej kadry na IO. Tylko czy miało to sens? W końcu trzon kadry był w zasadzie pewny i tutaj ostatecznie żadnych zaskoczeń nie było. Mogliśmy mieć wątpliwości co do 3-4. przyjmującego, 2. atakującego, 2. rozgrywającego, czy 3. środkowego. Tylko że jak się w to wgryziemy, to wątpliwości powinny być raczej mniejsze niż większe. Kwestia wyboru rozgrywających zakończyła się wraz z kontuzją Janusza, trójka środkowych była w zasadzie nie do ruszenia. Naszymi podstawowymi skrzydłowymi byli Leon, Kubiak i Kurek, a pozostali i tak mieli pełnić funkcję zmienników, czy wręcz sparingpartnerów podczas pobytu w Tokio. Czy zatem był sens tak długiej selekcji?

Oczywiście z perspektywy samych zawodników jest niezwykle ważne, czy na IO pojedzie on, czy jego kolega. Jednak
z punktu widzenia reprezentacji już niekoniecznie. O wiele większe znaczenie ma zgranie zespołu, już bez względu na to, w jakim jest w składzie. A wydaje mi się, że przeciąganie selekcji w uzyskaniu tego zgrania przeszkadzało. Zamiast się ogrywać na VNL, zawodnicy walczyli o miejsce na IO, często grając w składzie, którego nigdy wcześniej lub później już nie zobaczymy.

I z jednej strony rozumiem, że Vital nie chciał zamęczyć naszych kluczowych zawodników, a do tego zależało mu, aby każdemu dać szanse na wyjazd na IO. Jednak wiele meczów nie było specjalnie wymagających i spokojnie mogliśmy podczas nich popracować nad naszym zgraniem. Jasne, że granie jedną szóstką całego VNL byłoby szaleństwem, ale skrócenie selekcji do np. 6 meczów, a później wystawianie podstawowej szóstki np. w dwóch meczach z trzech w każdej serii 3 meczów, mogłoby nam przynieść więcej pożytku. Nawet gdybyśmy mieli zapłacić za to brakiem awansu do Final Four VNL.

➡ O ostatnich pseudosprawdzianach naszej kadry przed IO poczytasz tutaj.

Może Vital myślał, że stara gwardia jest na tyle zgrana, że kilka meczów i wspólne treningi przed IO wystarczą, aby automatyzmy z poprzednich lat powróciły? Jeśli tak, to się okrutnie pomylił. Granie każdego meczu inną szóstką na VNL to fajna promocja polskiej siatkówki i jako zabawa sprawdza się rewelacyjnie. Jednak jako przygotowania pod IO z perspektywy czasu oceniam jako błąd. Gdyby decyzje w sprawie naszej kadry na IO zapadły szybciej, zespół miałby więcej czasu na dotarcie się oraz złapanie zaufania i pewności do siebie nawzajem. Szczególnie jeśli chodzi o zmienników i debiutantów na IO. A tak to skończyliśmy z kontuzjowanym kapitanem, który może mógł grać, a może nie, choć w zasadzie musiał, ale jednak nie w najważniejszym secie ostatnich pięciu lat.

 

Nie odpadliśmy w ćwierćfinale, ponieważ nie wyszedł nam jeden mecz. Przegraliśmy, bo w sierpniu 2021 graliśmy gorzej niż we wrześniu 2018. I świetna dyspozycja Leona czy Kurka nie były w stanie tego przykryć.

O tym, co było i co czeka nas jeszcze w tym sezonie reprezentacyjnym przeczytasz tutaj.

PS: Aha, i nie pytajcie mnie, czy moim zdaniem Vital Heynen powinien zostać, czy odejść. W mojej wersji wydarzeń powinniśmy wygrać medal na IO, a potem na ME, po czym Vital w glorii i chwale miał pożegnać się z naszą kadrą. Niestety nie przewidziałam scenariusza, w którym odpadamy z IO już w ćwierćfinałach.

 

 

 

You may also like

Napisz komentarz