To nie tak miało być, czyli bolesna porażka w półfinale Mistrzostw Europy 2019

Autor: Ania

Po siedmiu gładkich meczach Polska w końcu natrafiła na rywala, który zdołał jej się postawić. I choć mecz był na styku, to niestety po 4 setach nasi siatkarze musieli uznać wyższość Słoweńców. Złoto Mistrzostw Europy tym razem nie trafi do Polski, ale pozostała nam jeszcze walka o brąz.

Przeklęta Słowenia

Tego, że Słowenia nie będzie łatwym przeciwnikiem i czeka nas ciężka przeprawa, mogliśmy się spodziewać. Jednak nawet nakręceni zwycięstwem nad Rosją podopieczni Alberto Giuliani’ego nie powinni stanowić przeszkody dla doskonale grających Polaków. Problem polegał jednak na tym, że podczas czwartkowego starcia nasza gra z doskonałością nie miała nic wspólnego.

Ciężkie granie

Nasi siatkarze prezentowali się na boisku bardzo ociężale. Jakby każdy z nich grał w swoim własnym tempie, zupełnie niedopasowanym do kolegów z drużyny. We wcześniejszych meczach Polacy nawzajem poprawiali swoje błędy, przez co udawało się je ukryć. Jak ktoś źle przyjął, to Fabian czy inny zawodnik, który akurat dobiegał do piłki, nadrabiał to wystawą, aby skrzydła miały jak najlepszą piłkę do ataku. W meczu ze Słowenią było odwrotnie. Nasze błędy się kumulowały, a każdy kolejny kontakt z piłką był jakby gorszy.

Z kolei Słoweńcy mieli na boisku więcej energii, a do tego niosła ich publiczność. Ganiali za piłkami i często byli dokładnie w miejscu, w które posyłaliśmy nasze ataki.

Punkty wyrwane ze słoweńskiego gardła

Każdy punkt zdobywany był przez naszych siatkarzy z ogromnym trudem. Na ledwie dwupunktową przewagę musieliśmy się ciężko napracować, by dosłownie po kilku chwilach ją stracić. No i kompletnie nie wychodziły nam końcówki. Choć może trudno w to uwierzyć, to w pierwszym i czwartym secie cały czas byliśmy na prowadzeniu i to Słowenia musiała nas gonić. Jednak to oni po 20 punkcie odpalali piąty bieg. Im wychodziło wówczas wszystko, a nam nic.

Przegrała drużyna

Po naszej stronie brakowało też lidera, który pociągnąłby cały zespół do zwycięstwa. Owszem Michał Kubiak robił, co mógł, ale i on w końcówkach setów nie kończył ważnych piłek. Swoje potrafili dołożyć również Mateusz Bieniek czy Wilfredo Leon, ale były to tylko chwilowe zrywy. To właśnie dzięki tym zrywom w każdym z setów wyszliśmy z 20-tki i wygraliśmy drugiego seta na przewagi. Niestety, ale więcej ugrać się nie dało.

Co ciekawe, nasze floty w ogóle nie robiły na Słoweńcach wrażenia. Bardziej postraszyliśmy naszych przeciwników mocną zagrywką, ale byliśmy w niej zbyt nieregularni, aby przełożyło się to na wygranie więcej niż jednego seta.

Podczas całego meczu praktycznie nie graliśmy środkiem, a Piotr Nowakowski w ogóle nie dostał piłki do ataku!!! Z kolei pajp pojawił się może z 3 razy. Do tego kiepsko radziliśmy sobie w bloku. Często byliśmy spóźnieni w tym elemencie, a Słoweńcy walili tak, jakby walczyli o życie. Z kolei my walczyliśmy przede wszystkim sami ze sobą.

Co z głębią składu Polaków?

Podczas gdy nasi kluczowi zawodnicy krwawili na parkiecie, reszta naszej drużyny musiała przyglądać się temu z kwadratu dla rezerwowych. Zmieniony został właściwie tylko Maciej Muzaj i to zaraz na początku pierwszego seta, gdy nie wyszło mu kilka ataków. Zastąpił go Dawid Konarski, który również zagrał przeciętnie. Ostatecznie to jednak Muzaj kończył mecz na parkiecie, ale i tak pierwszą opcją naszego ataku był Leon i Kubi.

Olek Śliwka, Marcin Komenda i Karol Kłos pojawili się natomiast w drugiej połowie III seta, gdy Słowenia prowadziła z nami kilkoma punktami i grała jak nakręcona. Olek wniósł na parkiet sporo energii, do gry Komendy i Kłosa też nie można się przyczepić. Jednak wszystkich strat już nie udało nam się odrobić. Pewnie dlatego w secie IV Vital znów postawił na „6” z pierwszej partii. Czy danie większej szansy „zmiennikom” pozwoliłoby na przedłużenie walki o finał? Na to pytanie już nigdy nie poznamy odpowiedzi.

Błędy niewybaczalne

Mecz ze Słowenią przegraliśmy przede wszystkim dużą liczbą własnych błędów i niedokładności. Do tego doszło całe mnóstwo niewykorzystanych szans. Tak naprawdę jeden – dwa błędy mniej na koncie każdego z zawodników i moglibyśmy wygrać ten mecz 3:0. Trzeba jednak oddać Słoweńcom, że wyszli na mecz z Polakami z ogromną wolą walki i wiary w zwycięstwo. My nie zagraliśmy swojego. Po prostu każdy z naszych zawodników zagrał poniżej swoich możliwości i na kolejny złoty medal Mistrzostw Europy musimy zaczekać co najmniej 2 lata.

Walka o brąz

O złotym medalu musimy szybko zapomnieć, ponieważ czeka nas jeszcze mecz o brązowy krążek. I tu czeka nas kolejna niespodzianka. Idąca dotąd jak burza Francja uległa Serbom. Czy Francuzi zdołają się na nas odegrać za dotkliwą porażkę w kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich?

Sporo będzie zależało od postawy Francuzów i ich zdrowia. Jeszcze w meczu ćwierćfinałowym kontuzji nabawił się Kevin Tillie, a do tego Julien Lyneel ma problemy ze stawem skokowym. Z tego względu występ tych zawodników w meczu z Polakami stoi pod znakiem zapytania.

A jak my wyjdziemy na mecz o 3 miejsce? Czy uda nam się wykrzesać resztki sił i motywacji, aby przeciwstawić się Francuzom? Wierzmy, że tak, bo medale Mistrzostw Europy nie wiszą na drzewach i nawet brązowy krążek to powód do dumy i warto o niego zawalczyć do samego końca.

Trzymajmy zatem kciuki, aby nasza pierwsza porażka na Mistrzostwach Europy, okazała się tą ostatnią.

Mecz o 3. miejsce

28.09. godz. 18:00 Francja – Polska

FINAŁ

29.09. godz. 17:30 Serbia – Słowenia

You may also like

Napisz komentarz